Dzioby w górę!

Gry na licencji dzielą się na dwie kategorie – "Riddicka" i potwornie złe jakościowo maszynki do robienia pieniędzy wypuszczone na fali popularności jakiegoś filmu. Ale nie zawsze tak było.
Gry na licencji dzielą się na dwie kategorie – "Riddicka" i potwornie złe jakościowo maszynki do robienia pieniędzy wypuszczone na fali popularności jakiegoś filmu. Ale nie zawsze tak było. Przełom lat 80. i 90. to złota era licencjonowanych gier. Jedną z nich było "Duck Tales", creme de la creme NES-owej rozrywki. Po trzynastu latach Capcom zabrał się za remake tej wspaniałej platformówki. Wyszło im to zadziwiająco dobrze.



"Duck Tales" znane jest niemal każdemu, kto w dzieciństwie oglądał cykl "Walt Disney przedstawia". Sknerus McKwacz, Siostrzeńcy, Diodak... Nietrudno od razu zwizualizować sobie co bardziej znane scenki z "Kaczych opowieści", z nurkującym w skarbcu Sknerusem na czele. Wraz z niezwykle popularną kreskówką na ekranach telewizorów pojawiła się też platformówka ze Sknerusem McKwaczem w roli głównej. W Polsce co prawda prawie nikt nie widział na oczy NES-a, ale wielu starym graczom znany jest jego klon "Pegasus".

Czy "Duck Tales: Remastered" różni się czymś, poza grafiką, od oryginału? O dziwo tak. Wiele elementów plansz przeniesiono ze stuprocentową dokładnością – wystarczy wspomnieć o pewnej amazońskiej statui pełnej diamentów. Niezwykle dużo także zmieniono. Przede wszystkim pojawia się prolog i liczne cut-scenki. Nie są one zbyt porywające, ale przynajmniej możemy dowiedzieć się, np. jakim cudem Sknerus oddycha na Księżycu...




Sam prolog jest króciutki i stanowi szybkie wprowadzenie do zasad rządzących rozgrywką; warto zaznaczyć, że różnice między poziomami trudności są kolosalne. Tryb "easy" to przechadzka po parku – nie ma licznika żyć; w momencie, gdy pacnie nas jakiś potwór, tracimy tylko połowę serduszka (na starcie mamy trzy); ba!, jest nawet pomocna mapa każdego etapu. Dzięki niej odnalezienie przedmiotów wymaganych do odblokowania bossa jest niezwykle proste. Poziom "normal" jest nieco bardziej duszny od "easy", ale prawdziwi hardkorowcy powinni od razu włączyć "hard". Co prawda trzeba się liczyć z przyrostem siwych włosów, ale zabawa jest przednia. Nie ma mapy, mamy ograniczoną liczbę żyć, a łomot, jaki dostaniemy od przeszkadzajek, jest naprawdę srogi.



Podobnie jak oryginał "Duck Tales: Remastered" składa się z pięciu poziomów: Amazonii, Transylwanii, Afryki (kopalni), Himalajów i Księżyca. W odróżnieniu od starej wersji po zebraniu pięciu skarbów udajemy się do wnętrza Wezuwiusza. Ale i poszczególne etapy różnią się znacznie od pierwowzoru. Nie musimy już krążyć pomiędzy mapkami – każda plansza ma bowiem tę samą strukturę. Sknerus przybywa na miejsce, musi znaleźć odpowiednią liczbę jakichś przedmiotów, odblokowuje komnatę z bossem i po finałowej walce zlicza zdobyte diamenty. Te nie są inną formą punktacji. Za ich pomocą wykupujemy z menu grafiki koncepcyjne, szkice postaci, obrazki czy muzykę. Miły dodatek dla zbieraczy i sentymentalistów.

Różnorodność wrogów ogranicza się głównie do plansz. W Amazonii spotkamy żarłoczne rośliny i goryle, na Księżycu – ufoludki, w Himalajach – chyże kozice i króliki (sic!). Szkoda, że w obrębie danej planszy są tylko dwa czy trzy rodzaje wrogów. Bossowie natomiast to zupełnie inna bajka. Znamy ich ze starej gry; to na przykład szczur na Księżycu czy uwielbiana przez wszystkich diaboliczna Magikę DeCzar. Bossowie dostali kilka nowych ruchów, ale jeśli znacie oryginał, pokonanie ich nie będzie zbyt trudne.



Czy "Duck Tales: Remastered" sprawia jakieś problemy? W zasadzie tylko jeden – chodzi o skoki. Nie zawsze udaje nam się dobrze odbić na lasce Sknerusa. To jednak niewielki minus, gorzej że wyskakiwanie z pędzącego wagonika częściej kończy się lądowaniem w przepaści niż na stałym gruncie. Poza tym trudno się czegoś czepiać. Przebieg gry jest oczywiście diablo krótki, ale taka już specyfika platformówek. Polecam grać na "hardzie". Zabawa jest znacznie dłuższa, choć bardziej nerwowa.



Oprawa "Duck Tales: Remastered" to prawdziwa perełka. Wszystkie postacie animowane są po prostu przepięknie. Zadbano nawet o takie szczegóły jak animacja Sknerusa walącego laską po paszczy mięsożerną roślinkę. Plansze także zrobione są z niezwykłym pietyzmem. Soczyste, kreskówkowe kolory spotkamy wszędzie, nawet w teoretycznie jednostajnych Himalajach. Czasem ma się wręcz wrażenie, jakby był to kolejny odcinek animacji znanej z dzieciństwa.

Do tego dochodzi perfekcyjnie zremasterowana muzyka. Od razu rozpoznacie niektóre motywy ze starej gry. Ale wisienką na torcie jest nowa wersja motywu przewodniego "Duck Tales". Tak, dokładnie tego z telewizji. To piosenka, którą z pamięci wyśpiewa każdy, kto oglądał "Kacze opowieści" w dzieciństwie. Dodatkowym smaczkiem, choć raczej dla zachodnich graczy, jest udział legendarnego Alana Younga. Ten szkocki aktor, choć ma na karku 93 lata, znów wcielił się w postać Sknerusa McKwacza.



"Duck Tales: Remastered" jest już na PSN, Steamie i XBLA. Choć nieco kosztuje, ta sentymentalna podróż warta jest każdej ceny. W dodatku Capcom nieśmiało robi plany na odtwarzanie innych legendarnych gier z NES-a. Warto trzymać kciuki, bo może następny w kolejce będzie "Chip&Dale".
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?